Śledziona surową zimę przepowiedziała

Szprotawska złota rybka tapla się w śniegu (2010).
Historia pokazuje, że zdarzają się na ziemi takie periody, które za nic mają utrwalone w podręcznikach i zakorzenione wśród pospołu reguły pogodowe. „Barbórka po lodzie, święta po wodzie” albo odwrotnie – mówi przysłowie, ale kapryśna matka natura już nie raz zlekceważyła te i inne ludzkie oczekiwania wobec aury. A czy przypadkiem to tylko my, niedoskonały twór człowieczy, chcielibyśmy ujarzmić wszystko w naukowe wzory i przewidywalne zdarzenia oraz traktować zjawiska przyrody jako ciało mające być musowo ustabilizowane? Używamy często pojęcia „anomalii pogodowej”. Tylko dlaczego, skoro ta niby anomalia jednak cyklicznie się powtarza, co z tego że np. co ok. 100 lat.
Na koniec grudnia 2010 roku chyba nikt nie zaprzeczy, że mamy prawdziwą zimę. Przez miesiąc czasu nie odpuszcza mróz i nawaliło tyle śniegu, że na drogach lokalnych pługi w ogóle odpuściły odśnieżanie. A i tak starsi mieszkańcy twierdzą, że to nic. Ale powiedz to kierowcy, który klnie jak szewc odśnieżając czasem codziennie przez pół godziny wjazd do garażu. Kto przewidział, że jeszcze w niedzielę 14 listopada można było poopalać się w temperaturze +16 °C, a za dwa tygodnie biały puch nas zasypie i to bez żadnych skrupułów? A przecież jakieś 15 lat temu już 1 listopada ziało 6-stopniowym mrozem.
Ziemia to ogromny i nieokiełznany organizm. Ciągle słabo go znamy, by zrozumieć mechanizmy jego funkcjonowania.
Z początkiem listopada odwiedziłem znajomego myśliwego w Borach Dolnośląskich, by skosztować kiełbasy z dzika. Tradycyjnie wdałem się w zajmującą rozmowę z jego mamą na temat kulinariów z dziczyzny. Gdy temat zszedł na dziczą śledzionę, gospodyni oznajmiła mi że z obserwacji śledziony niedawno strzelonego dzika wynika, iż nadchodzi długa i surowa zima. I nie chodziło tu o żadną tajemniczą szamańską wróżbę, lecz wzrokową analizę porównawczą budowy tegoż narządu względem tych z innych lat. Jak to? Przecież ostatnie zimy były słabiutkie, a na śnieg trzeba było czekać niekiedy do lutego. No i przekonałem się... Zastawiam się tylko, dlaczego zwierzęta znają długoterminową prognozę pogody, a my ludzki gatunek wyposażony w satelity i komputery tkwimy w tej dziedzinie ciągle w epoce kamienia?

Szprotawa pogrążona w zimowym śnie (2010).
Z pewnością jest wiele innych sposobów pozwalających przewidzieć aurę nawet z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, w tym rzeczone anomalie, lepiej aniżeli elektroniczne instytuty i skomercjalizowani górale. I wolałbym w tym celu nie wyjmować dzikom śledziony. Idzie o obserwację przyrody i zjawisk w niej zachodzących – naturalną umiejętność utraconą przez nas, tzw. ludy cywilizowane. Kto ma dzisiaj zaznajomić nas z bezcennymi doświadczeniami naszych przodków? Babci łamanie w kościach na deszcz i burzę to za mało, by prognozować cały rok. Indiańscy szamanie od dawna chodzą w dżinsach Levisa, a afrykańscy w koszulkach Nike.
Pewnego śnieżnego wieczora udałem się do Archiwum Borów Dolnośląskich w Szprotawie, by poszperać w poszukiwaniu jakichś starych opracowań trącących miejscowym folklorem i zabobonem. A że to Ziemie Odzyskane, można liczyć tylko na niemieckojęzyczne opracowania. Znalazłem jedyne i chyba unikatowe lokalne dzieło Waltera Kunze zatytułowane „Lubiechów – wieś na rubieży Borów Dolnośląskich”. Pozornie niczym się niewyróżniająca wiejska monografia, ale autor zapisał w niej setki miejscowych zwyczajów, przysłów, a także reguł życia, lecznictwa i gospodarowania. Spisane bezcenne (przynajmniej historycznie) doświadczenia setek lat i jednocześnie dziesiątek pokoleń zamieszkujących krainę borów. Postanowiłem wynotować i przetłumaczyć niektóre z nich, te związane jakoś z pogodą. Zaznaczyć należy, że niekiedy uwarunkowania pogodowe są różne w innych regionach kraju. Zapewne też wiele z wymienionych przysłów, ma swoje rdzenne odpowiedniki w mowie polskiej i piękniej aniżeli wolne tłumaczenie autora oddaje ich istotę.
Wiele chrabąszczy w maju, będzie rok jak w raju.
Żadne na dębie żołędzie, surowa zima będzie.
Kiedy na piecu garnki śpiewają (syczą), długie jeszcze zimno przepowiadają.
Kiedy gęsi kąpieli zażywają, psy trawę pogryzają, a ptaki wodne hałasują, deszcz zwiastują.
Kiedy las zmęczy pożoga, zmieni się pogoda.
Jeśli w styczniu komary tańcują, marny plon zwiastują.
Pierwszy tydzień stycznia gorący, długo śniegi niosący.
Styczeń musi z mrozu chrupać, aby dobre ziarno młócić.
Jeśli dziesiąty dzień stycznia w słońcu tańcuje, dobry plon, ziarno i wino zwiastuje.
Jeśli trawa w styczniu wydaje, słabe plony chłopu daje.
Boże uchowaj przed ciepłym styczniem!
Styczeń musi gnębić, aby wiosna mogła cieszyć.
40 dni po Pańskim Narodzeniu owczarz woli zobaczyć w stadzie wilka aniżeli słońce.
40 dni po Pańskim Narodzeniu śnieży i wieje, na rychłą wiosnę miej nadzieję.
Ale jeśli pięknie świeci, do zimy końca długo zleci.

Przedwojenna stacyjka pogodowa w Szprotawie.
Stała przed ratuszem.
Zboże płacze, jeśli w marcu śnieg zobaczy.
Słońce i wiatr w marcu, dużo jadła w garncu.
W marcu burze, żyto duże.
Ile w marcu mgły zobaczysz, tyle Perun latem straszy.
Kwiecień spektakle odgrywa, dużo siana i ziarna przybywa.
Kartofel mówi: „Posadź mnie w kwietniu, a wzejdę jeśli będę chciał. A posadź mnie w maju, wzejdę wnet.”
Jeśli kwiecień dmucha w róg, da nam plony dobry Bóg.
Maj chłodny i mokry napełni chłopom stodoły i beczki.
Chłodny maj Boże daj!
27 czerwca deszcz pada, 7 tygodni wody zapowiada.
Gdy na Piotra i Pawła (29 czerwca) pada, ziarno w miernotę popada.
W lipcu woli chłop od potu śmierdzieć aniżeli z zimna za piecem siedzieć.
Na Jakuba (25 lipca) owce na niebie, zimą w śniegu chłop się grzebie.
Deszczowy sierpień mokrą zimę zapowiada.
We wrześniu burze, na Narodzenie Pańskie śniegi duże.
Dąb liście długo zachowuje, zimą wielki mróz zwiastuje.
U św. Marcina biała broda, będzie zima bardzo sroga.
Chlapa na Pańskie Narodzenie, na Noc Wielką śnieżenie.
Wśród dawnych mieszkańców długo była pamiętana zima z 1929 roku. W dniu 12 stycznia zarejestrowano minus 25 °C. Podobną temperaturę wskazywał słupek rtęci nawet na początku lutego, by 5-ego tegoż miesiąca spaść poniżej minus 30, a 16-tego osiągnąć minus 37 °C na powiatowym stanowisku pomiarowym w Szprotawie. Mróz poniżej minus 10 stopni nie odpuszczał ani na chwilę przez prawie 3 miesiące. Wskutek dużego zapotrzebowania i trudności transportowych w całym regionie zabrakło węgla. Lody na Bobrze stopniały dopiero 14 marca. Minus 28 °C odnotowano w Szprotawie 16 lutego 1933 roku. Stare kroniki wspominały jeszcze o strasznych zimach w latach: 1408, 1565, 1707, 1740 i 1830. Z mrozu padały duże drzewa.
Z powojennej historii Polski pamiętana jest długa mroźna zima z 1963 roku, wtedy 19 stycznia w Płocku odnotowano minus 35 °C i podobnie 28 lutego w Rzeszowie. Minusowe rekordy padały również w latach 1987 i 2006. Ale co tam zima, kiedy nawet latem jedną kreskę poniżej zera zanotowano 23 sierpnia 1964 w Szczecinku.

Szprotawa, śnieżny rynek (2010).
Autor artykułu:
Maciej Boryna
Tekst objęty prawami autorskimi.
borynam@interia.pl
Źródła:
Kunze W.: Liebichau. Das Dorf am Rande der niederschlesichen Heide, Egelsbach 1985.
Sprottauer Tageblatt 1929, 1933 (wynotował E.Kirsch, Berlin).
Zobacz także:
Zabobony Borów Dolnośląskich
|